DariuszGuzik.net

Sebastian Haffner
Historia pewnego Niemca. Wspomnienia 1914-1933

{Geschichte eines Deutschen. Die Erinnerungen 1914-1933}
Znak 2007

Moje najpiękniejsze i najdroższe wspomnienia wiążą się z takim właśnie gronem ojczysto-międzynarodowym, fragmentem globusa pośrodku Berlina.

Był to niewielki akademicki klub tenisowy, w którym reprezentacja nas, Niemców, była tylko nieznacznie liczniejsza niż innych narodów. Dziwnym sposobem znalazło się tam zaskakująco niewielu Francuzów i Anglików, poza tym jednak spotkali się tam przedstawiciele całej kuli ziemskiej: Amerykanie i Skandynawowie, Bałtowie i Rosjanie, Chińczycy i Japończycy, Węgrzy i mieszkańcy Bałkanów, nie zabrakło nawet pewnego dowcipnie melancholijnego Turka. Nigdy więcej nie odnalazłem tak swobodnej, młodzieńczo otwartej atmosfery — chyba że, przelotnie, w paryskiej Dzielnicy Łacińskiej. Napełnia mnie rzewny smutek, kiedy powracam myślą do tych letnich wieczorów, które po zakończeniu gier, nierzadko do późnej nocy, spędzaliśmy w siedzibie klubu, wciąż ubrani w nasze tenisowe spodnie, zanurzeni w wiklinowych fotelach, przy winie i żartach, pogrążeni w długich, namiętnych rozmowach, niemających zupełnie nic wspólnego z owymi gwałtownymi dyskusjami politycznymi z lat wcześniejszych i późniejszych; rozmowach, które czasem przerywaliśmy, by rozegrać partyjkę ping-ponga lub uruchomić gramofon i puścić się w tany. Ileż niewinności i młodzieńczej powagi, cóż za marzenia o przyszłości, ileż otwartości, łaskawości dla świata i ufności! Łapię się za głowę, kiedy o tym myślę; nie wiem, co dziś trudniej zrozumieć: czy to, że coś takiego miało kiedyś miejsce w Niemczech, przed zaledwie dziesięciu laty, czy też to, że coś takiego mogło zostać tak zupełnie, bez śladu, wymazane, zniweczone, w ciągu zaledwie dziesięciu lat.

To właśnie w tym gronie w sposób najgłębszy i najtrwalszy doświadczyłem uczucia miłości. Sądzę, że należy tu o niej wspomnieć, gdyż nosi ona również ponadosobisty charakter. To z pewnością romantyczne kłamstwo — acz jedno z tych, jakie w poprzednim stuleciu cieszyły się nawiększą popularnością — iż „naprawdę kocha się tylko raz”, i jest też rzeczą nieco próżną wprowadzać hierarchię wśród wszystkich owych niezrównanych miłosnych przeżyć i stwierdzić: „Tę albo tę kochałem najbardziej”. Lecz prawdą jest coś innego: iż pewnego dnia, zazwyczaj około dwudziestego roku życia, nadchodzi moment, w którym miłosne przeżycie oraz miłosny wybór silniej niż zwykle zaczynają kształtować los i charakter, w którym w kobiecie kocha się coś innego niż tylko ową kobietę. Mianowicie cały aspekt świata, całą koncepcję życia — rzec by można: ideał, lecz ideał żywy, przemieniający się w ciało i krew. To przywilej dwudziestolatka — choć nie każdego — móc pokochać w kobiecie to, co później, jako mężczyzna, będzie uznawał za swoją gwiazdę.